Asunción to było pierwsze miasto w Ameryce Południowej jakie zobaczyliśmy. To tam kończyła się nasza długa, 40-godzinna podróż z Europy. Najgorsze były ostatnie godziny, kiedy wylądowaliśmy na lotnisku około drugiej w nocy – byliśmy już wykończeni i zasypialiśmy na stojąco, a wiedzieliśmy, że właśnie znaleźliśmy się w środku Ameryki Południowej (i to w jednym z najbiedniejszych krajów). Musieliśmy być maksymalnie skupieni, bo mieliśmy ogromne bagaże, byliśmy jedynymi turystami na lotnisku i w dodatku mieliśmy ze sobą całą gotówkę na 4-miesięczny wyjazd. Pewnie jesteście ciekawi, dlaczego akurat gotówkę a nie kartę płatniczą? O tym napiszemy też w innym poście, ale w skrócie: Argentyna i Wenezuela to dwa kraje, w których równolegle istnieje oficjalny i czarnorynkowy kurs dolara. Jadąc do Argentyny warto przywieźć ze sobą dolary i wymienić je na czarnym rynku na peso argentyńskie po kursie prawie dwa razy wyższym niż oficjalny. Wypłacać z bankomatów albo płacić kartą się nie opłaca, bo wtedy pieniądze są wymieniane po znacznie niższym kursie.
Jeśli mówimy już o pieniądzach to pewnie jesteście też ciekawi, ile zapłaciliśmy za nasz lot :) Połączeń szukaliśmy na stronie flipo.pl, około trzech miesięcy przed wyjazdem. Przeglądaliśmy wszystkie możliwe konfiguracje i w końcu znaleźliśmy najtańszą: Praga – Londyn, São Paulo – Asunción. Za bilet w dwie strony zapłaciliśmy po 2800 zł, czyli dość tanio jak na loty do Ameryki Południowej. Widzieliśmy też tańsze, np. po 1500 zł w dwie strony, ale niestety nie mogliśmy z nich skorzystać, bo nie odpowiadały nam terminy. Lecieliśmy British Airways do São Paulo i z São Paulo do Asunción brazylijskimi liniami TAM (tych nie polecamy ;) ).
Wróćmy do tematu tego postu, czyli do Paragwaju i jego stolicy :) Przed wyjazdem czytaliśmy dużo o Ameryce Południowej i pewnie jak niektórzy z Was wiedzą, Paragwaj zaraz po Boliwii jest najbiedniejszym krajem kontynentu i po stolicy widać to najlepiej.
Zatrzymaliśmy się w samym centrum miasta, czyli teoretycznie w jego najbardziej reprezentacyjnej części. Mimo to, oprócz kilku dość ładnych, kolonialnych budynków, wszystko dookoła było brzydkie i zaniedbane. Na ulicy pełno było bezpańskich psów, budynki były bardzo brudne i zniszczone, a sporą część obszaru nad rzeką stanowiły slumsy, niektóre z nich dosłownie kilkanaście metrów obok najważniejszych budynków miasta.
Mimo, że miasto jest mało ciekawe z turystycznego punktu widzenia, zwróciliśmy uwagę na kilka rzeczy, z którymi się nigdy wcześniej nie spotkaliśmy:
- Uliczne dyskoteki: jadąc z lotniska do centrum miasta w piątkową noc mieliśmy okazję zobaczyć imprezowanie ‘trochę’ inne niż w Polsce ;) Przy głównej alei stały dziesiątki starych, stuningowanych samochodów, każdy z nich z zestawem głośników w bagażniku ustawionych na cały regulator (królowały latynoskie rytmy, głównie reggaeton i bachata). Im mocniejsze głośniki , tym lepsza impreza i więcej skąpo ubranych dziewczyn siedzących na maskach samochodów.
- Pędzące autobusy z szalonymi sprzedawcami: autobusy, w większości w kiepskim stanie, jeździły po mieście z zawrotną prędkością, a na przystankach zatrzymywały się dosłownie na kilka sekund i ruszały niezależnie od tego, czy wszyscy zdążyli wsiąść/wysiąść – ci ostatni wyskakiwali już w trakcie jazdy. Kierowcy w ogóle nie zamykali drzwi, a kiedy autobus stawał na światłach, wbiegali głośni uliczni sprzedawcy oferując miejscowe jedzenie. Po sprzedaniu swojego towaru kilku osobom wyskakiwali z autobusu – byliśmy pod wrażeniem jak vendedores ambulantes w każdym wieku odważnie zeskakiwali na ulicę z coraz bardziej rozpędzonego autobusu.
- Ciemne szyby samochodów: samochody w Asunción miały wszystkie szyby (łącznie z przednią) tak czarne, że nie było przez nie widać wnętrza. Jak jakiś samochód przejeżdżał obok nas to w ogóle nie widzieliśmy, kto jest w środku – momentami było to dość niepokojące. Do teraz nie do końca jesteśmy pewni, dlaczego wszyscy mają tam czarne szyby, być może ze względów bezpieczeństwa – trudniej jest napaść kierowcę, kiedy się nie widzi kim on jest i ile osób siedzi w środku. A może powód jest bardziej banalny i służą one po prostu jako ochrona przed mocnym słońcem?
Zdziwiło nas też to, że ceny w sklepach i knajpach niewiele się różniły od tych w Polsce. Biorąc pod uwagę, że jest to jeden z najbiedniejszych krajów Ameryki Południowej, zastanawiamy się jak większość ludzi jest się tam w stanie w ogóle utrzymać.
Kiedy spytaliśmy pracownika w hostelu o atrakcje w Asunción to szczerze przyznał, że w mieście jest niewiele do zobaczenia. Naszym zdaniem miał rację ;)